Nagle ucichły i miało się wrażenie, że zamarł cały świat. Mężczyzna, jak można było przypuszczać po butach, stanął obok Marcina i podobnie jak on oparł się o ścianę. Marcin nie widział jak to robi, nie mógł, wciąż był wpatrzony w podłogę, ale zdawało mu się, że czuł grację z jaką mężczyzna przesunął delikatnie ciężar ciała.

Jego obecność nie przeszkadzała Marcinowi, nie zawracała jego uwagi. Co więcej, uspokoiła go, dała mu wytchnienie, pomogła zatrzymać bieg myśli, na jednej, spokojnej…

Wspomnienie jej dotyku przeszyło jego ciało, jego serce, jego duszę. Jej słodki uśmiech. W tej jednej chwili wyrwany z kontekstu, pozbawiony przeszłości, czy przyszłości. Po prostu jej uśmiech, jej szczęście. Jej radość. Jej spojrzenie, jej dotyk, jej głos i słowa by położył głowę na jej piersiach. Wziął głęboki oddech i uspokoił się, bo wszystko będzie dobrze i nie ma najmniejszego powodu, żeby się martwić.

„Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić – powiedział wtedy – to zrobię dla ciebie wszystko. Kocham cię”.

Lecz pozwolił, by to się stało. Pozwolił, by tamten podniósł na nią bezkarnie rękę. Czy naprawdę nic nie dało się zrobić, czy naprawdę był tak bezsilny jak mu się wydawało? Przecież zawsze jest jakiś sposób…

Był przerażająco pogrążony w smutku, na skraju szaleńczej próby samobójczej, a przy tym wręcz oszałamiająco spokojny, jakby obecność mężczyzny obok niego wywołała w nim szok. Uczucie niczym silny strumień zimnej wody, kłujący igiełkami zimna, aż do samego szpiku kości, zrywający bez zbędnej ostrożności wszystkie lepkie kłamstwa, którymi chciał ochronić swoją świadomość, swój zdrowy rozsądek, ale przy okazji tłumiący też wszystko co bolesne na zewnątrz.

Marcin stał w szpitalnym korytarzu. Przez drzwi widział jej rękę, a na podłodze obok siebie nogi obcego mężczyzny, ale tak naprawdę był teraz całkiem sam, gdzieś pomiędzy bólem, żalem, gniewem, a spokojem i wyciszeniem.

Podniósł głowę. Patrzył przed siebie, jakby dalej, za zieloną tabliczkę wskazującą drogę do ewakuacji, za ścianę, daleko poza teren szpitala. Daleko poza wszystko.

 – Zrobię to – powiedział na głos, trochę do mężczyzny stojącego obok, ale bardziej do samego siebie. Cieszył się, że ona tego nie słyszy. – Zrobię to – powtórzył.

 – Myślisz, że to dobry pomysł? – Zapytał mężczyzna takim tonem, jakby znał chłopaka od lat, chociaż on był pewny, że słyszy ten głos po raz pierwszy w życiu. Tak jak odgłos kroków, także miał w sobie głębię, ale nieco inną. Mówił płynnie po polsku, chociaż jego akcent w jakiś sposób kojarzył się z łaciną, lub starożytną greką.

 – Nie wiem – Marcin pokręcił głową, wciąż jednak nie patrząc na mężczyznę.

 – Cokolwiek o mnie słyszałeś, nie będę cię namawiał – rzucił krótko mężczyzna. Wszystko, co mówił brzmiało jak poważna, mroczna, ale smutna modlitwa.

 – Nie musisz mnie namawiać. Postanowiłem już. Nie ważne, czy pomysł jest dobry. Nie obchodzi mnie to. Muszę to zrobić. Tak czuję. Nie interesuje mnie to, czy będziesz mnie namawiał, czy będziesz mi zabraniał, prosił, rozkazywał, zakazywał. To ja chcę to zrobić. Muszę.

Zapadła cisza. Przez chwilę Marcinowi wydawało się, że dziewczyna na sali poruszyła się, że zobaczył ślad na jej delikatnym ciele… wydawało się.

 – Doskonale wiesz, że to nic nie zmieni, prawda? – Zapytał mężczyzna. – Wiesz, że to niczego nie cofnie?

 – Oczywiście, że wiem. Niczego nie zmieni, nie cofnie. Jemu należy się kara, zrobię to dla niej.

 – A co potem? Będziesz się mścił i karał do końca życia? Teraz dla niej, a potem dla kogo? Dla wszystkich wdów w Krzyżu? Dla sierot w Nędzy?

Nic nie odpowiedział, tylko znowu opuścił oczy, tak jakby stało się tam coś ciekawego, jakby w podłodze zaszła gwałtowna zmiana odkąd ostatnio się w nią wpatrywał.


 

Broszura Literacka marzec 2008

-4-

Broszura Literacka Broszura Literacka