siedziały dziesiątki osób degustując najrozmaitsze bardziej i mniej smakowite kąski oraz suto zakrapiając je alkoholem, lub jak w przypadku galartu, cytryną lub octem.
- A wie pani, że makaron zawiera sporo węglowodanów? – Zagaił - Wiem o tym jako biegacz, który dba o odpowiednią dietę. A a'propos wodanów, to czy wiedziała pani, że Wodan to inaczej Wotan albo Odyn i stąd się wzięła nazwa „środa”?
- Nie wiedziałam.
- Ja też nie, ale poinformowała mnie o tym moja dentystka. Bardzo inteligentna kobieta. W ogóle uważam, że kobiety...
Zamorra spojrzał w stronę swojej rozmówczyni i zamarł w bezruchu. Zamiast postawnej białej kobiety o dużej głowie honorowe miejsce przy stole zajmowała filigranowa murzynka.
- Oj – powiedział Porucznik i było to wszystko, co w tym momencie potrafił z siebie wydusić. Po chwili kłopotliwego milczenia wziął się jednak w garść i oświadczył:
- Lepiej być w garści niż na dachu.
- To zależy, czy jest się gołębiem, czy wróblem. – Odpowiedziała murzynka - Osobiście uważam, że wróble jednak wolałyby siedzieć na dachu zaś gołębiom jest chyba wszystko jedno, zwłaszcza, jeśli są oswojone.
- No, ale ... – Porucznik postanowił jednak wrócić do tematu, który wcześniej usiłował nieudolnie podjąć mówiąc „Oj”. – Co się właściwie pani stało?
- Po prostu: „kobieta zmienną jest” – zażartowała murzynka. – Zna pan zapewne to powiedzenie. Pochodzi ono z opery Rigoletto z arii księcia. Książę. Haha!
- No ale.. – Mężczyzna usiłował znaleźć odpowiednie słowa.- Aż tak zmienną?
- No cóż. Księcia też grało i nadal gra wielu tenorów a wciąż pozostaje tym samym księciem. Kiedyś w tę rolę wcielał się nawet nieżyjący Jan Kiepura! Ale, że martwi kiepsko wypadają na scenie, przynajmniej, jeśli chodzi o śpiew, dziś księciem staje się kto inny. Ba! Może dojść nawet do sytuacji, w której w kilku różnych miastach na ziemi kilku różnych tenorów staje się tym samym księciem! I co? Czy wejdzie pan na scenę by przekonywać go, że powinien mieć inną twarz?
- Szczerze mówiąc nie bardzo interesuję się operą, więc nie wejdę nie tylko na scenę, ale prawdopodobnie nawet do gmachu. Choć muzykę poważną lubię, zwłaszcza, gdy jest wesoła...
W tym momencie, jakby na zawołanie rozbrzmiały dźwięki muzyki! Nie była to jednak muzyka symfoniczna, ale weselny song wykonywany przez trzyosobowy zespół, którego lider z wprawą operował przyciskami i pokrętłami klawiatury elektronicznych organów. Pierwsi tancerze nieśmiało wkroczyli na utkany z trawy naturalny parkiet, zwany przez niektórych kobiercem z potencjalnej paszy, a przez innych grass danceflorem i rozpoczęli delikatnie podrygiwać, gdy niby najdzikszy żywioł wtargnęła między nich córka gospodyni.
- Ja chcę tańczyć, tańczyć, tańczyć! – Wołała dziewczyna wirując jak przyciężki kwiat o pucołowatej twarzy i rozkładając ramiona w niemym geście wyrażającym szczęście, lekkość oraz fascynację lotnictwem. – Jestem tańcem, tańcem, tańcem! Chcę by padły na mnie światła rampy, pragnę by blichtr mnie oszołomił! Niech poły mojej sukni wirują w szaleństwie, niech skrzą się cekiny! Niech szkarłatem róży zalśni moja brosza! Niech błyskają flesze! Dalej obiektywy! Uwiecznijcie me taneczne pas!
- O cholera – szepnął Zamorra wyrażając szok lub zażenowanie. A może fascynację? Tego nie wiedział sam.
Tymczasem na oczach przerażonych gości dziewczyna przemieniła się w nieważką ważkę i przesadziwszy żwawym susem parkan, zaczerpnąwszy tchu pospieszyła ku szerokim przestrzeniom by w poszukiwaniu przygód przeczesać pobliskie krzewy i nie przestając brzęczeć przenieść się do szczeliny prześwitującej wśród szumiących źdźbeł szczawiu.
-9-