Tam przeszłą kolejną przemianę i przeistoczywszy się w przepiórkę szybko pierzchnęła i przepadła pośród przyrody przyjąwszy ponownie pierwotny kształt ważki.
Zaaferowany niespodziewanym obrotem, jaki przybrały wydarzenia Zamorra opisał wszystkie obserwowane przez siebie fakty w swoim kajecie i co ciekawe nie popełnił żadnego błędu ortograficznego.
- Nie chcę uronić ani kropli pamięci – wyjaśnił murzynce. – Analizując opisany materiał być może dostrzegę wskazówki, które pozwolą mi zrozumieć, co tu się wydarzyło.
- Nic mnie to nie interesuje – powiedziała kobieta.
VI POŚRÓD WODNEGO PTACTWA
- Ej, daddy! Daddy! – Zawołała Ondyna wpływając do komnaty.
- Ile razy Ci mówiłem, że nie masz tak do mnie mówić! Jestem przecież władcą tej wodnej krainy i zasługuję na szacunek, ty denerwująca nimfo błotna! – Zirytował się Kuhleborn. - Poza tym nie jesteśmy jakimiś rybami żeby tak pływać, jak nienormalni. Posiadamy władzę nad wodą i możemy normalnie chodzić poruszając się z godnością. Spójrz na inne Ondyny, jak się prosto trzymają! Jak łanie!
- Bo one łaniują! – Powiedziała Ondyna tonem niegrzecznego dziecka, które celowo przeciąga strunę, wiedząc, że kochający ojciec nie zrobi jej krzywdy.
- No dobrze. Idź już. Mam masę pracy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile wysiłku wymaga ogarnięcie tych wszystkich odmętów, zarządzanie roślinnością i planktonem. Klenie, trocie, jazie... Ondyny!
- Ej tato, tato! – Zawołała Ondyna puściwszy słowa Kuhleborna mimo uszu.
- Nie przesadzaj, bo wymyśle wreszcie jakąś karę.
- No powiedz: „co”! Ostatni raz na dzisiaj. Daje słowo, że jeżeli to powtórzysz to już dziś w ogóle nie będę ci się psocić.
- No dobrze. Ale ostatni raz to robię. I tylko dlatego, że nie mam czasu z tobą zrobić porządku, bo jestem zajęty.
- Tato, tato! – Zawołała Ondyna.
- Co? – Spytał niechętnie Kuhleborn.
- No! – Odpowiedziała Ondyna.
- To jest żenujące. – Oświadczył Kuhleborn. - Co to w ogóle ma znaczyć? Skąd ci się biorą takie durne pomysły?
- Ej tato! Tato!
- Miałaś już tego nie mówić.
- Wiem. Ale powiedz jeszcze raz „co”! Proszę. Wymyśliłam coś nowego. Ej tato! Tato!
- Co?
- No!
- Zmiataj stąd! Już cię tu nie ma!
I faktycznie, dziewczyny już tam nie było, bo zanosząc się bulgotliwym śmiechem wzbiła tuman mułu i pomknęła ku powierzchni.
- Co to jest w ogóle za dziewczyna? Po kim ona to ma? – Zapytał retorycznie władca i powrócił do swoich zajęć.
Tymczasem Ondyna wynurzyła głowę z wody i odszukała wzrokiem stado pływających z Gracją łabędzi. Poczekała chwilę aż Gracja znudzi się kąpielą i czmychnie, po czym podpłynęła do ptaków.
- Cześć Ondyna. – Powiedział najpiękniejszy z nich a zarazem najbardziej wyjątkowy, bo czarny.
- Witaj Odylio! Jak leci? Wszystko w porządku?
-10-