- Tak. A u ciebie?

- Tak sobie. Podoba mi się jeden przystojniak, ale nie mogę nawet z nim porozmawiać.

- Dlaczego? Niemowa jakiś?

- Nie – Ondyna roześmiała się perliście odrzucając do tyłu głowę w taki sposób, że jej długie upstrzone wodorostami włosy wznieciły istną fontannę najdrobniejszych kropel wody, w które figlarne promienie słoneczne, natychmiast upstrzyły tęczą! – To po prostu człowiek.

- Człowiek? To chyba żaden problem. Poproszę ojca, żeby coś wymyślił. Nie wiem czy wiesz, ale mój ojciec jest czarownikiem.

- Jasne. Czarownik to taki, co produkuje czary. Czyli takie naczynia.

- Śmiej się śmiej. Tylko potem do mnie nie przychodź po pomoc, jak na ciebie rzuci urok.

- No już dobrze. Nie gniewaj się. Wiesz, że jesteś moim ulubionym łabędziem. Jak chcesz to poproszę swoich podwładnych, żeby natychmiast podarowali ci sznur pereł.

- Nie potrzebuję. Ale zaraz, zaraz! Czy nie znasz takiej zasady, że Ondyny, w których sercu pojawi się miłość uzyskują dusze?

- Owszem znam.

- No i?

- Co „no i”?

- No i przecież, jeżeli masz duszę to znaczy, że jesteś takim jakby człowiekiem! A skoro tak, to znaczy, że możesz normalnie poruszać się w świecie ludzi. Tak mi się wydaje. W każdym razie ja na twoim miejscu bym spróbowała!

- Spróbuję – powiedziała Ondyna. Popłynęła szybko w stronę brzegu i wyszła z wody.

 

VII HOKUS POKUS

 

Porucznik Zamorra obudził się dopiero o godzinie dwunastej w południe. Usiadł na łóżku i przez chwilę bezmyślnie gapił się w przestrzeń, która powinna znajdować się za ścianą. Wreszcie zaklął i poszedł umyć zęby. Przy okazji umył całe ciało i uperfumował skórę w miejscach, gdzie jak sądził powinny znajdować się tętnice.

Ubrał się elegancko i nagle zdał sobie sprawę, że ma na imię Michał.

- Jak to? – Zapytał sam siebie. Podbiegł do lustra i przyjrzał się swojej twarzy. Nie dostrzegł żadnych zmian

- Nie zmieniłem się. Wciąż jestem sobą. Ale dlaczego w takim razie mam na imię Michał?

Nagle z przerażeniem spostrzegł, że jego nazwisko również zaczyna się zmieniać. Zdał sobie z tego sprawę w momencie, kiedy brzmiało już „Zarolla”. Nie była to jednak ostateczna wersja, dzięki czemu miał okazję zaobserwować resztę procesu przemiany. Trwało to około minuty, czyli w skali kosmicznej tyle, co nic! Przecież Wszechświat istnieje już tak długo, że ludzki umysł nie jest w stanie tego pojąć!

- O mój Boże! – Wyszeptał, w obliczu niezrozumiałego zjawiska opadając z sił. Oparł się o ścianę i powoli spłynął po niej na kudłatą wykładzinę z frędzlami. Jako człowiek dużego hartu ducha zebrał się jednak w sobie, podniósł się szybko i pobiegł w stronę wieszaka z marynarką, w której kieszeni powinien znajdować się portfel. Wydobył go szybko a po kolejnych sekundach rozpaczliwego działania wyciągnął z niego dowód osobisty. Zdążył jeszcze złapać moment, kiedy ostatnia litera „a” przechodziła transformację w „l”.

- Michał Kerol – przeczytał.

Założył marynarkę i wyszedł z mieszkania. Kiedy sprawdzał godzinę z zadowoleniem stwierdził, że wysłużony zegarek Casio zmienił się w złotą Omegę, jednak było to zadowolenie podszyte trwogą.

Broszura Literacka czerwiec 2008

-11-

Broszura Literacka Broszura Literacka