głowę i spojrzeć na młodzieńca, ale niestety nic podobnego nie znalazła. Wróciła więc do swej siedziby i czym prędzej pomknęła do Kuhleborna.

- Ej tato! Tato – zawołała, jednak Kuhleborn zajęty był nitkowaniem zębów, więc nie odpowiedział.

- No tato! – Zawołała wchodząc do łazienki.

- Ile razy ci mówiłem psia krew, że jak siedzimy w łazience to nie wolno wchodzić? Trzeba mieć do siebie odrobinę szacunku.

- Aha- powiedziała dziewczyna. – Akurat!

- Co „akurat”?

- No! – Powiedziała Ondyna uśmiechając się prowokująco.

- Idź do swojego pokoju – wrzasnął zirytowany Kuhleborn. – Jak ty się w ogóle zachowujesz? „Aha”, „co”, „no”! Tylko to potrafisz mówić. A może byś tak wreszcie raz w życiu skleciła jakieś zdanie złożone? Czy ty w ogóle coś czytasz? Kiedy przeczytałaś ostatnio jakąś książkę? No poroszę, jaką?

- Ja tej! – Dziewczyna załamała ręce i wychodząc głośno syknęła. – Psssss.

- Ja ci zaraz psyknę do cholery! – Wrzasnął Kuhleborn rzucając w nią ręcznikiem, jednak w taki sposób by nie trafić, bo miał słabość do tej niesfornej nimfy!

 

 IV BZZZZZZZZZZZZ

 

Dentystka była sympatyczną młodą kobietą o regularnych rysach twarzy, które w miarę dobrze harmonizowały z pulchnym ciałem, sytuującym jej osobę w kategorii „lekko puszystych”. Zamorra uznał nawet, że jest dość atrakcyjna, choć miał nadzieję, że podczas pracy nad zębem, nie usiądzie mu nagle na kolanach.

- No już, już. Już dobrze! Już kończę! Jeszcze momencik! Nie, nie możliwe. Teraz nie mogło pana zaboleć. Ostatni raz! Ostatni raz jeszcze tylko dotknę wiertłem – powiedziała.

Porucznik Zamorra siedział z otwartymi szeroko ustami a w jego oczach zagnieździł się na dobre wyraz przerażenia i znak ludzkiej gehenny! Nie chodzi tu oczywiście o Gehennę jako miejsce, w którym żydowski król Achaz złożył kiedyś bogu Molochowi w ofierze własnego syna, ale o synonim piekła, czyli miejsca, w którym potępione dusze siedzą z dokładnie takimi samymi minami, jaką w tej chwili przybrał Zamorra.

Dentystka odwiesiła końcówkę do borowania i po krótkich przygotowaniach owocujących wzmożeniem charakterystycznego dla gabinetów stomatologicznych zapachu zaczęła wypełniać ząb odpowiednim środkiem.

- Czy wie pan, jaki mamy dzisiaj dzień? – Zapytała, a Zamorrę ogarnął bezsilny gniew.

”Czy ona myśli Ze jej odpowiem?” – Pomyślał – „Przecież mam w ustach jakąś  rurkę, która wypija moją ślinę a do tego jeszcze wpakowała mi tam obie ręce.”

Coś tam jednak grzecznościowo zamruczał, bo nie potrafił okazywać bliźnim zniecierpliwienia ani braku szacunku i zawsze udawał, że jest przyjazny.

- Tak jest panie Poruczniku. Dzisiaj mamy środę. Po angielsku to Wednesday. A wie pan skąd się ta nazwa wzięła?

”Pewnie wyskoczyła z głowy Zeusa, kiedy kazał Hefajstosowi zdzielić się młotem w czaszkę, bo na Olimpie zabrakło Apapu.” – Pomyślał, zdając sobie sprawę, że dowcip jest dość kiepski, ale zważając na okoliczności poczuł dumę, że w ogóle próbuje żartować.. – „Nic mnie nie obchodzi skąd się wzięła jakaś nazwa. Ja chcę wstać z tego fotela. A jak się okaże, że mam na wierzchu jakiś nerw i ona mi na niego naciśnie tym drutem?”

Ponownie przybrał przerażony wyraz twarzy a jego gruczoły wydzieliły tyle potu, że trzymana w dłoniach kulka z chusteczek higienicznych, które bezwiednie tarmosił przybrała konsystencję rzeźby z paper mache.

Broszura Literacka czerwiec 2008

-6-

Broszura Literacka Broszura Literacka