Wszędzie pojawią się jego zdjęcia! Znajdzie się w samym centrum wydarzeń, u źródła wszelkiego oszałamiającego blichtru!
- Hura! – Zawołał a gołębie, kwiaciarki i dzieciaki, których przecież na ulicy nie brakuje obrzuciły go zdumionymi spojrzeniami. Odwzajemnił się pokazując wszystkim środkowy palec i pierzchając niespodziewanie w jakąś boczną uliczkę pokrytą kocimi łbami jeszcze w czasach zaborów.
*
- Co ja to mówię
To ja to śpiewam
Co to mój gniew jest
to ja go czuję! – Podśpiewywał pod nosem Muflon przemierzając szybkim krokiem ulice Poznania. Pod rozpiętą zawadiacko bluzą kreszowego dresu ukrywał kij bejzbolowy, który podtrzymywał ukrytą w kieszeni dłonią. Rozejrzał się po okolicy.
Słońce powoli zachodziło, więc zrozumiał, że nadszedł czas by działać. By odebrać światu to, czego pozbawił go los.
- Bo los pozbawił
mnie samochodów
To, co on nie dał
To kupa hajsu
Ja go zabieram
Jak Robin Hu – D
Bo kto ja jestem ... – Chwilę szukał rymu i wreszcie zrozumiał, że jest zbyt podekscytowany by wymyślić coś sensownego.
- Anioł śmierci wyznaczył mi zadanie – powiedział.
Wytarł jedną ze spoconych, choć zimnych jak lód dłoni o czapkę z odwróconym w bok daszkiem. Wyciągnął z kieszeni spodni spray i na szarej ścianie mijanej kamienicy napisał wielkimi literami „Szacun dla Muflona – człowiek ulicy” i szybko wykonał schema-tyczny rysunek przedstawiający członka. Nie umiał wykonywać ilustracji o skomplikowanej, tak charakterystycznej dla prac prawdziwych graficiarzy formie, ale marzył o tym by zostać jednym z artystów ulicy, więc robił co mógł.
Niespodziewanie zauważył w oddali policyjną nyskę, więc wycedził tylko przez zęby:
- Psy! Już tu są, szmaty! Nie ma wolności. - I zaczął panicznie uciekać, przeskakując nad niskimi krawężnikami i barierkami kwietników z miną profesjonalnego parkourowca. Nie wiedział, że zaparkowana nyska stała tam już od godziny, i była pusta, bo jej kierowca poszedł do domu na obiad. Nie wiedział też, że już za kilka minut potknie się przeskakując nad niewysoką ławeczką i rozpaczliwie wymachując rękami wybije sobie ząb. Na razie biegł, wyśpiewując swoim zwyczajem nieskładne dźwięki, które wydawały mu się energicznym francuskim hip hopem ilustrującym znakomicie jego dokonania w dziedzinie parkouru.
*
Michał Kerol zatrzymał samochód przed swoim domem. Przetarł oczy i umył zęby. Wyszczotkował je starannie, następnie wynitkował i przepłukał specjalnym płynem. Kiedy wysiadł z samochodu wypluł wszystko na asfalt.
- Rachunek za kanalizację i tak przyjdzie – zawołał jakiś facet w piżamie w brązowo zielone prążki, który palił na balkonie papierosa. – Tak, tak! Do pana mówię!
Michał pokręcił z niedowierzaniem głową. Zapalił grube cygaro i cisnął nim w stronę faceta. Następnie postanowił się przejść. Chłonąc quasi sielską atmosferę wczesnego
-27-