Przypomniał sobie, że przebiegając obok osadzonego nieopodal lasu budynku uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza zauważył tabliczkę z napisem „Nie zbliżać się, zbiornik retencyjny”, więc pomyślał, że być może uda mu się zdobyć tam kilka kropel wody, jeżeli nie do picia to przynajmniej po to by opłukać twarz.
- Tak! Sprawdzę, co to za zbiornik! – Powiedział.
II WSPANIAŁA NOWINA
Major Quantanilla siedział na kanapie i wpatrywał się w ekran telewizora bezmyślnie masując wzrokiem płynące szybko napisy końcowe swojego ulubionego serialu: „Ogniste Ogony”. Film opowiadał historię bohaterskich czarnoskórych pilotów-gejów, którzy podczas II Wojny Światowej odważnie stawili czoła faszyzmowi pomagając w bombardowaniu polskich obozów koncentracyjnych i nie utracili ani jednej maszyny. W przerwach pomiędzy nalotami przeżywali szereg perypetii potwierdzając prawo homoseksualistów do poszanowa-nia ich godności oraz upominając się o przywilej opieki nad adoptowanymi dziećmi.
Quantanilla sięgnął po urządzenie zwane w jego języku nomen omen pilotem, zaś po angielsku Remote Controll i zmienił kanał by obejrzeć kolejny odcinek serialu „Im zawdzięczamy pokój” będący w stosunku do „Ognistych Ogonów” filmem satelickim. Opowiadał on bowiem o oddziale piechoty sformowanym w 1943 roku z feministek i gospodyń domowych, które dzielnie walczyły z nazistami na pierwszej linii frontu. Oba seriale łączyła postać amerykańskiego generała - beznogiego sportowca, który mimo utraty wzroku i braku wykształcenia wspólnie z chorym na zespół downa zastępcą - pucybutem skutecznie dowodzi obu oddziałami prowadząc je od zwycięstwa do zwycięstwa i wyprzedzając każde posunięcie wroga oraz ośmieszając przemądrzałego dowódcę polskich komandosów – antysemitę pijaka przechwalającego się jakoby to Polacy byli w stanie zdobyć Monte Casino.
Niestety zadzwonił telefon.
- Halo – powiedział Quantanilla, przyłożywszy niedbałym gestem słuchawkę tam gdzie należy, czyli do swego lekko kwadratowego ucha, które wytarło się nieco o matę, gdy jako młodzieniec zdobywał tężyznę fizyczną uprawiając zapasy.
Nagle spoważniał, wyłączył telewizor, po czym zerwał się na równe nogi i stanął na baczność.
- Melduję posłusznie, że halo! Melduję posłusznie, że tak to ja, major Quantanilla. Czołem obywatelu generale! Tak jest! Melduję posłusznie, że tak. Tak. Tak jest. Melduję posłusznie, że z przyjemnością.
Posłuchał jeszcze kilkanaście sekund, co miał do powiedzenia generał, wreszcie pożegnał się usłużnie i wyczerpany opadł na fotel. Posiedział chwilę w bezruchu. Wreszcie zrobił się czerwony na twarzy, podniósł z kanapy spocone pośladki, pomiędzy którymi raz po raz przeskakiwała iskra radosnego podniecenia wywołując niekontrolowane, choć na szczęście mikroskopijne skurcze mięśni. Biegając od ściany do ściany jak lew w klatce zaczął żywo gestykulować i mówić do siebie samego:
- Generał zaprosił mnie na imprezę u byłego prezydenta! Jestem kimś! Prezydent to wspaniały człowiek! On mnie szanuje!
Stanął w miejscu, przetarł dłonią twarz i usta. Rozejrzał się po pokoju, po czym jak strzała wystrzelił z pomieszczenia by pojawić się w kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął z niej ¾ litra wódki. Wrócił do pokoju, szybko odnalazł kieliszek, nalał do pełna i wołając: „Oby nam się!” wlał jego zawartość do gardła. Pozostawił wódkę i puste naczynie na stole a sam ponownie zaczął krążyć po pokoju.
- To jest zadanie służbowe. Mam dobrać sobie jednego człowieka i wraz z nim dyskretnie ochraniać imprezę. Ale nikt nie będzie wiedział, że jestem ochraniarzem! Wszyscy
-4-