zerwać się na nogi i bić brawo, krzyczeć w zachwycie, wkładać całą energię, jaką w sobie miał, w uśmiech, by pokazać jej jak bardzo ją docenia, jak bardzo ją podziwia.

Nie umiał przewidzieć żadnego jej kroku, to było ponad jego zdolności postrzegania. Wydawało mu się, że zna jej taniec już tak dobrze, a jednocześnie wiedział, że tak naprawdę nie zna go wcale i nie pozna nigdy. To było ponad nim, mógł ten taniec podziwiać, ale wiedział, że sam nie byłby zdolny nawet do jednej setnej tego, co robi ona.

Ona.

Miała w sobie moc, miała w sobie… boskość.

I jak na ironię, w tym samym czasie, gdy poruszała swoim ciałem w sposób, który był nie do pojęcia, przewyższający każdym krokiem najwspanialszy boski plan, Mateusz zachwiał się i w oszołomieniu i przewrócił.

Chciało mu się śmiać, a jednocześnie płakać i wyć z przerażenia. Przewracając starą puszkę po farbie narobił hałasu, ujawnił swoją obecność. Kiedyś to miejsce nazywał swoim królestwem, ale dobrowolnie stał się jedynie cichym gościem, szpiegiem, obserwatorem. Tę rolę porzucił teraz wbrew swojej woli, przez idiotyczny przypadek i własną głupotę. Jeszcze przez chwilę leżał. W końcu podniósł się i spojrzał w oczy dziewczyny. Patrzała na niego, nieco wystraszona, lecz… Nie, nie była zaskoczona.

 – Miałam nadzieję, że to ty – powiedziała. Nie wierzył w to, co słyszy. Jej głos był równie piękny jak ona. Brzmiał jak śpiew. Czy ona była cała utkana z muzyki...?

 – Ja… – zaczął nieśmiało. – Ja przyszedłem tu, zobaczyć ciebie.

 – Wiem – odparła. – Wiem. Ja też często tu przychodzę i czasem na ciebie czekam.

 – Ja… czekam na ciebie zawsze – powiedział i wystraszył się swoich słów. Czy przesadził? Nie, oczywiście, że nie. Przecież faktycznie przychodził tu i czekał na nią. Zawsze. I ona też, widział jak czeka. Czekała tu na niego, ale…?

Stał przed nią, przed tą boginką, nimfą, przed tą, którą wziął za intruza, w jego królestwie, a która okazała się być…

 – Nie jestem królewną – powiedziała… zaśpiewała, jakby słyszała jego myśli. Może faktycznie je słyszała? – Nie jestem królewną, ani żadną postacią z bajki, ale jeśli poprosisz… to może spełnię jedno twoje życzenie.

Krążyła po pomieszczeniu, tym samym tanecznym ruchem, co zawsze. Stawiając jedną delikatną stopę, przed drugą. Wyciągając palce stóp do przodu. Uśmiechnęła się przenikliwie, tak jakby też widziała coś niedorzecznego w całej tej sytuacji. Niedorzecznego i nieprawdopodobnie magicznego zarazem. Ponadnaturalna więź przepływała między nimi, niczym strumień kolorowego światła.

Tym czasem stwierdziła, że on mógłby sobie czegoś życzyć.

Mógł sobie czegoś życzyć, a jedyne, o czym myślał to jej taniec. Ten taniec, który obserwował od tak dawna, te ruchy. Patrzeć na ten taniec to za mało, chciałby więcej.

Tańczyć z nią? To by było świętokradztwo, niczym kradzież relikwii, niczym zabawa w boga. Jednocześnie byłoby to wciąż za mało, wciąż nie byłby tak blisko, jak tego chciał, jak tego pragnął. Musiałby być tą melodią, musiałby otaczać tę dziewczynę z każdej strony niczym powietrze, którym oddychała. Chciał być każdym ruchem ścięgna, każdym napiętym mięśniem jej ciała, chciał być każdym przesyconym delikatnością krokiem, każdym wymachem, każdym wyskokiem, każdym uśmiechem i każdą kroplą potu. Chciał być rytmem, chciał być tym planem, który nią kierował, chciał być częścią tego, czego do tej pory był tylko świadkiem i…

I już wiedział, o co mógł prosić. Już wiedział.

 – Tańcz mnie – powiedział. – Tańcz mnie, przez całe życie.

 

                                                                                                       Świnoujście, 13 czerwca 2008

 

Broszura Literacka czerwiec 2008

-38-

Broszura Literacka Broszura Literacka