- Komuś bogatemu na przykład. Jeżeli jesteś wolnym człowiekiem to zabierz sobie to, czego ci potrzeba. Tam gdzie mieszkam tak się robi. Ten, który się nie boi bierze to, co do niego należy a tchórze mu usługują.

- Ale komu mam zabrać?

- Nie wiem. Obojętnie komu. Zabij kogoś i zabierz jego majątek. W rodzinach królewskich to standard.

Młody człowiek usiadł na mokrym piasku.

- Co ty mówisz? Nienormalna jesteś?

- Raczej niezwykła – odrzekła Ondyna i rezygnując na moment z miłości do Zamorry by odzyskać swe niezwykłe moce wstąpiła do stawu krocząc chwilę po powierzchni wody. Chciała zaimponować chłopakowi, więc zrobiła jeszcze parę sztuczek z parą wodną, tańcem ryb, zanurzaniem się, ponownym pojawianiem i tańcem rusałek. Wreszcie pomachała mu na pożegnanie i znikła w odmętach.

- O rany! – Powiedział Muflon. Nawiedził mnie anioł śmierci i zażądał ofiary! Cool! Ale co teraz?

 

XIII WIZJA LOKALNA

 

- Co za cholerny upał – irytował się Jutenent siedząc za kierownicą swojego małego fiata. Obok niego siedział Rzaba a Kerol gnieździł się z tyłu, co rusz popychając kolanami oparcie fotela detektywa.

- Moje plecy! – Powiedział Rzaba spokojnie, choć w jego tonie dało się już wyczuć zapowiedź ostrzeżenia lub nawet groźby, która jednak de facto się nie pojawiła..

- A w ogóle skąd masz ten notes? – Zapytał policjant usiłując przekrzyczeć hałas wywoływany pracą zużytego silnika.

- Nie wiem. Po prostu miałem go w kieszeni. Szczerze mówiąc, kiedy się dzisiaj obudziłem wydawało mi się, że jestem Zamorrą. Miałem nawet wrażenie, że mam jego wspomnienia zamiast swoich.

- Swoich?

- To znaczy, że nie miałem wspomnień Kerola, czyli mnie. Później wszystko się jakoś poukładało i teraz nie mam już w głowie ani śladu po myślach Zamorry. Pewnie nigdy nie miałem tylko coś mi się rano zdawało. Jakieś dziwne zjawisko z pogranicza parapsychologii i grypy. Tak mi się wydaje.

- No, ale co z tym notesem?

- Mówiłem, że nie wiem.

- Ał! Moje plecy! – Powtórzył Rzaba kładąc równie silny akcent na słowo „ał”, co „plecy”.

Samochód wjechał na dziedziniec domu byłego prezydenta, zwany też miejscem zbrodni.

Jutenent wyłączył silnik i mężczyźni wysiedli z pojazdu.

- Proszę! - Powiedział Jutenent. - I co teraz detektywi? Łapiecie trop?

Kerol pospacerował trochę po podwórku, parę razy kucnął, przysiadł lub klęknął. Kilka razy czegoś dotknął a to znowu coś powąchał lub ugryzł. Kilka razy nawet coś posolił i zjadł.

Wreszcie powrócił do swojej kompani i omiatając wzrokiem pobliskie pola, oraz zachwycając się pięknem wysokich brzóz, które szumiały w oddali niby jakieś wierzby powiedział:

- Myślę, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą.

- Przeglądałem rozmaite akta z ostatnich pięciu lat pod tym kątem. Nie znalazłem żadnego podobnego przypadku.

 

Broszura Literacka czerwiec 2008

-19-

Broszura Literacka Broszura Literacka